Chodzenie z kozą na Rusi. Rysunek oryginalny Fałata.
Tygodnik Ilustrowany 1883 r.
Staropolskie Zapusty i Ostatki
Zapusty to staropolska nazwa karnawału, oznaczająca cały czas od Nowego Roku i Świętach Trzech Króli do Wielkiego Postu. Kilka ostatnich „dni zapustnych” nasi przodkowie określali z kolei mianem „mięsopustów”, czy pożegnania z mięsem. Współcześnie ostatki (czyli mięsopust) określa się niekiedy mianem zapustów, co jest moim zdaniem błędną praktyką. Na rozróżnienie obu terminów zwracał uwagę min. Zygmunt Gloger w Encyklopedii Staropolskiej.
Szczególnie hucznie obchodzono w dawnej Polsce kończące karnawał „mięsopusty” (zwane też „dniami szalonymi”). Po wszystkich gospodach odbywały się w tych dniach tańce i hulanki. Na wsi wiązał się z nimi obyczaj „skakania przez kloca”. Jak pisze Z. Gloger „dziewki niepobrane zamąż i parobcy niepożenieni ciągnęli kloc do gospody, gdzie póty lano nań wodę, aż gospodarz okupił się sutym poczęstunkiem. A potem baby skakały przez ten pień „na len” a gospodarze „na owies”, powiadając, że jak wysoko kto podskoczy, tak wysoki będzie miał len lub owies w tym roku. Piszący to (Z. Gloger) pamięta, jak pewien profesor, kupiwszy sobie wieś na Podlasiu, zapragnął przyjrzeć się temu zwyczajowi ludowemu, lecz zaledwie ukazał się we drzwiach karczmy, gdy wesołe i podchmielone baby pochwyciły swego dziedzica i przymusiły do skakania przez pień w środku izby, aż musiał się im wiadrem piwa wykupić”.
Trudno wyobrazić sobie staropolskie Ostatki bez bardzo popularnych, zwłaszcza na wsi, przebieranek. Owe „maszkary i kostiumy” przywędrowały do nas z zachodniej i południowej Europy. Na Ostatki „lud wiejski” przebierał się w Polsce za Żydów, Cyganów, „dziadów”, a także za różne zwierzęta – konie, kozy (np. wielkopolski i kujawski „podkoziołek”), bociany, niedźwiedzie itp. Tak przystrojeni kolędnicy chodzili od domu do domu, odgrywając za różne podarunki krótkie scenki. Od chodzenia z maszkarami nie stroniło również miasto. Ignacy Krasicki wspomina krakowskie „baby cząbrowe”. Były to przekupki, które w „tłusty czwartek” na krakowskich ulicach „combrzyły” w szkaradnych maskach napastując przechodniów. Wiejskim fenomenem były popularne wśród szlachty ostatkowe kuligi. Bogate mieszczaństwo spędzało karnawał na różnych zabawach i balach (bardzo często łączonych z maskaradami).
Wedle wierzeń ludowych ostatkowa zabawa we wtorek przed „tłustym czwartkiem” („śledzik”) musiała kończyć się przed północą. Było tak ze względu na „djabła”, który stojąc za drzwiami karczmy spisywał wszystkich, którzy tego dnia hulali jeszcze po „północku”. Na Kurpiach w ową ostatnią zabawę tuż przed północą wjeżdżał do izby „Zapust”, który przepędzał biesiadników obsypując ich popiołem i gasząc światła. Z tą chwilą zaczynał się Wielki Post.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz